
Właśnie przyświeciło słońce, przyroda wystrzeliła zielenią – nic tylko spełniać noworoczne marzenie, wzmocnione postanowieniem przy obfitym wielkanocnym stole: trzeba zacząć biegać. Kolejny raz zapewne walczysz z sobą. Dla ułatwienia wygranej przedstawiam 10 potocznych „prawd”, którymi zapewne jesteś przesiąknięty, a… nie mają sensu. I nie są wymówką.
- To nie dla mnie.
Nie generalizując, bieganie to aktywność dla każdego, zwłaszcza zapracowanego, mającego mało czasu i dużo stresu człowieka. Bieganie i pływanie to nasze podstawowe, niejako fizjologiczne umiejętności. W dodatku mają najlepszy stosunek wydatkowanej energii do czasu trwania wysiłku. Swoją drogą, czy to nie dziwne, że tak mówią zazwyczaj osoby z „potrzaskanymi” kolanami czy kręgosłupami – i to wcale nie przez uprawianie sportu? Tak, to już nie dla nich. Dla reszty – owszem. A jak nie możesz biegać, zacznij od chodzenia.
- Trzeba mieć trenera.
W życiu liczą się tzw. punkty końcowe. Czyli: czy chcesz się dobrze czuć, czy walczyć o rekordy? Jeżeli zadajesz to pytanie, to należysz zapewne do tej pierwszej grupy – nie, nie potrzebujesz.
- Nie mam z kim.
Dziwne – wszyscy tak mówią, czyli gdzieś można by się jednak odnaleźć… Może kartka na słupie: „Chcę zacząć, zapraszam o godzinie… cel niematrymonialny:)”.
- Na razie nie potrzebuję butów.
Jeśli chcesz się zrazić, to zacznij w dyskotekowych adidasach – bóle kolan gwarantowane! Lepiej więc pójdź do sklepu sportowego i poproś sprzedawcę o buty biegowe. Tak, koniecznie buty do biegania. I nie muszą być wcale drogie. Resztę zrozumiesz z czasem…
- Schudnę.
Tu czeka rozczarowanie – niestety, nie schudniesz. No może trochę – tak ze 2-3 kg. Ale w cudowny sposób przebudujesz swoje ciało w myśl zasady: „Tłuszcz unosi się na wodzie, mięso tonie”. Samo bieganie do schudnięcia nie wystarczy – tak, jak zresztą żadna inna, mordercza aktywność. Ale wymodeluje Ci sylwetkę.
- Nie będzie bolało.
Będzie. Syndrom DOMS (zespół opóźnionego bólu mięśniowego), zakwasy, naciągnięcia, przeciążenia to wszystko czeka na „świeżaka”. Stąd plan: „będę biegał codziennie”, nie ma najmniejszego sensu. Dwa-trzy razy w tygodniu w zupełności wystarczą na zregenerowanie organizmu i progres. Wtedy „boli przyjemnie”. Po około dwóch tygodniach nie będziesz się tym przejmować.
- Głupio tak w rajtuzach.
Kobiety nie mają z tym problemów. Wiedzą, że wyglądają bardziej… atrakcyjnie. A faceci? Po pierwszym treningu, gdy zamienią spodenki na legginsy, a w dodatku poza nimi nikt tego nie zauważy, po prostu się w nich zakochają.
- To tylko taki modny lans.
Kiedyś biegaczy było dużo mniej. To, że teraz biegi są modne, potwierdza uniwersalność tej aktywności. A zaszpanujesz, jak kupisz rower za 10 tysięcy, czy opłacisz personalnego trenera w modnym fitness klubie. Biegacz kupi sobie buty raz do roku, reszta służy wiele lat, bo się nie zużywa.
- Zawody – absolutnie nie dla mnie !
Właśnie to tu naprawdę można się dowartościować. Wyobrażasz sobie inne miejsce, gdzie spotyka się tylu pozytywnie zakręconych, którzy płacą za to, by się zmęczyć, biegając razem po ulicy? I ta średnia inteligencja tłumu, zdecydowanie wyższa od średniej krajowej!!! Cudnie. No i medal pamiątkowy, i koszulka z nadrukiem, i wspomnienia… A jak smakuje piwo czy cola w oszronionej szklance na mecie, wiedzą tylko zawodnicy.
- A maratonu to i tak bym nie dał rady.
Zacznij od wyjścia z domu na godzinę, poprzeplataj marsz truchtem, by było przyjemnie, regularnie 2 razy w tygodniu, wieczorem. I tak przez 2-3 lata. Potem pogadamy. Przecież wcale nie musisz. No chyba że byłbyś szczęśliwszy. Pogadamy więc o tym za 2 lata.
A teraz głęboka refleksja powtarzana jak mantra: „To przecież mnie nie uszczęśliwi”.
Stare powiedzenie biegaczy: „Wiele razy mi się nie chciało, ale jak już wyszedłem pobiegać, to nigdy nie żałowałem” ma głęboki sens. Endorfiny, hormony szczęścia, zbawienny wpływ zmęczenia fizycznego… NIRVANA. No i zwycięstwo nad lenistwem!
Piotr Polański – lekarz rodzinny, facet, który zaczął biegać dopiero przed czterdziestką, jest doskonałym bohaterem drugiego planu, nie walczy z nikim o nic, a tylko z własnymi słabościami. Zaczynał od 3 km przebiegniętych w godzinę, a dotychczas pokonał już 25 maratonów, drugie tyle „połówek”, o mniejszych biegach świadczą kilogramy medali (za uczestnictwo). Można? Można!
Fot. Pixabay
One thought on “10 biegowych mitów, czyli nie szukaj powodów, by nie biegać…”
Comments are closed.